Zaczynam planować kolejny maraton. Ponownie szukam imprezy, która może być dla mnie wyobrażeniem o prawdziwym święcie biegania. Jakie mam wyznaczniki takiego święta?
Na pierwszym miejscu liczba startujących. Mam takie wyobrażenie, że tym więcej kibiców na trasie im więcej zawodników na starcie. Dla takiego nowicjusza jak ja, ważni są kibice wzdłuż trasy. Gdy biegłem w Sztokholmie i Frankfurcie miałem takie poczucie, że w równym stopniu ja biegnę dla nich jak i oni przychodzą tam dla mnie. Jest wydarzenie, i każdy dokłada do niego swoją cegiełkę. Kibice swoim dopingiem, biegacze swoim wysiłkiem. Kumulacja pozytywnej energii. Banał, ale na dużej imprezie jest duża moc.
Po drugie urozmaicona, ciekawa, krajobrazowa trasa. Zanim pobiegłem swój pierwszy maraton nie myślałem o tym w takich kategoriach. Wydawało mi się, że liczyć będzie się tylko koncentracja na tempie i wsłuchiwanie się we własne ciało. Nic bardziej mylnego. Pojawia się nużący automatyzm. Pojawia się potrzeba zajęcia umysłu czymś ciekawym. Pojawia się potrzeba ucieczki od monotonii tysięcy takich samych kroków.
W Sztokholmie miałem na trasie wiele momentów, w których naprawdę podziwiałem otoczenie. Interakcja z tłumem na pierwszych kilometrach trasy. Podziwianie nabrzeży kanałów wijących się wśród miasta. Widok dachów starówki z długiego na prawie kilometr mostu Vasterbron. Zielone zagajniki i rekreacyjne łąki wyspy Djurgarden. Szerokie aleje centrum miasta. No i oczywiście okolice stadionu olimpijskiego i jego magiczna bieżnia na samym finiszu. We Frankfurcie było podobnie.
Istotne znaczenie ma oczywiście logistyka dojazdu, łatwość znalezienia sensownych noclegów i sama organizacja zawodów. Na wiosnę 2015 typuję Madryt (obok maratonu jest jednocześnie półmaraton i bieg na 10km - dziesiątki tysięcy uczestników) i Orlen Warsaw Marathon (podobna koncepcja imprezy jak w Madrycie). Zaczynam rozumieć co oznacza w praktyce "turystyka biegowa".
Ciekawostka: czy jest w Europie obok Warszawy drugie miasto, które ma w roku dwa duże maratony?