Bieg na 10km na miesiąc przed maratonem nie wpasowywał się za bardzo do planu treningowego, ale chęć oficjalnego zmierzenia się z dystansem kusiła. Bardzo płaska trasa - prawie brak przewyższeń - zachęcała. Do tego aspekt towarzyski - biegnie Marek. Zdecydowałem się na 53 Bieg Westerplatte.
Dobry start i wewnętrzne hamowanie zapędów aby biec szybciej. Równe tempo. Choć i tak na początku o parę sekund na km za szybko. Na 8km wybieg w kierunku morza i bieg pod wiatr, który trochę przyhamował kolumnę. Od 9km długi finisz. Trochę chyba zbyt oszczędnie poprowadzony. Ale wyniki lepszy niż przewidywany. Nowa życiówka na 10km ustanowiona.
Dobrze przygotowana impreza. Niecałe 4 tys zawodników, ale zrobiona na bogato (np. w porównaniu do Gdyni). Trochę niefortunne było poprowadzenie trasy przez schody prowadzące z pasażu dla pieszych na ulicę. Obudowanie schodów płytami pilśniowymi niby niweluje teren, ale o poślizgnięcie się nietrudno. No i brak dojazdu prywatnymi samochodami. No i ten medal w kształcie jakiegoś makaronu. No i ... najstarsza biegowa impreza w Polsce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz