niedziela, 30 marca 2014

Półmaraton Warszawski

Dzisiaj istotny punkt kontrolny planu przygotowań. Za mną dwa miesiące treningów. Przede mną dwa miesiące do maratonu.

Treningi szły zgodnie z planem, więc i sam bieg powinien pójść zgodnie z planem. Problem jednak w tym, że ćwicząc zwiększam swoje tempo, ale cały czas nie wiem, jak długo mogę pobiec takim zwiększonym tempem. Trening to tylko parę kilometrów takiej szybkości. Tutaj mam przed sobą do przebiegnięcia 4-5 razy tyle.

Zupełnie niepotrzebnie ubrałem długie spodnie i bluzę z długim rękawem. Gdzieś przed Agrykolą któryś z biegaczy mówi do mnie: "Tobie za ten strój na mecie powinni odjąć z 5 minut:)". Pogoda dopisała. Wyszło słońce i zrobiło się naprawdę ciepło. Zasada "Do biegania ubieraj się tak, jakby było o 6 stopni cieplej" sprawdziłaby się tutaj idealnie.

Trochę za szybko zacząłem finiszować. Przyspieszyłem instynktownie wbiegając na most Poniatowskiego i widząc przed sobą bryłę stadionu. Nie patrzyłem na kilometraż - błąd!. Nie spodziewałem się że most taki długi, a dobieg do stadionu jeszcze dłuższy. Kosztowało mnie to trochę zadyszki i kilkadziesiąt straconych sekund. Ale i tak życiówka ustanowiona.

sobota, 22 marca 2014

Bieganie i narty

Ola jest wyraźnie zadowolona z mojego biegania podczas naszego wyjazdu na narty. Biegam wcześnie rano, potem śniadanie, pół godziny drzemki i wyjście na narty. Nie ma co ukrywać - jeżdżę na nartach zdecydowanie relaksacyjnie. Odkrywam, że spokojne jeżdżenie na nartach doskonale uzupełnia proces regeneracji po porannym bieganiu. Zakładam zegarek z pulsometrem.  W trakcie spokojnych zjazdów tętno wynosi poniżej 70% HR max. To tak, jakbym biegał regeneracyjnie. I do tego wszystko dzieje się na wysokościach powyżej 2000 m n.p.m.

Równe, płaskie odcinki tras dla treningów interwałowych znajduję na dużych parkingach, albo przy wjeździe do wiosek, albo przy stacjach wyciągów. Tak było w Val Thorens, tak jest i tutaj we Włoszech. Poza tym wszędzie kilkudziesięciometrowe przewyższenia. Doskonale urozmaicające monotonię długich, spokojnych wybiegań.



wtorek, 11 marca 2014

Val Thorens

W tym roku wyjazd narciarski zaplanowałem pod kątem biegania. Szukałem wiosek narciarskich leżących powyżej 2000 m. n.p.m. Wybrałem Val Thorens. Region dobry narciarsko i obiecujący biegowo.

Już pierwszego dnia objawił się podstawowy problem górskiego biegania. Wszystkie drogi są stromo nachylone. Trudno o kawałek dłuższej prostej. Pierwsze bieganie przeznaczam na rekonesans. W poszukiwaniu terenu do treningów interwałowych wybiegam z wioski drogą w kierunku doliny. W dół biegnie się cudownie. Mijam pierwszy parking, mijam drugi parking. Zahipnotyzowany łatwością zbiegu zapominam o drodze powrotnej. Ponad trzy kilometry ciągłego wspinania się z ponad 300 metrowym przewyższeniem. Non stop pod górę. Wymagające.

Wykresy biegu z Val Thorens w kierunku doliny.

sobota, 1 marca 2014

Carbo-przeładowanie

W ramach weryfikacji postępów treningowych wybieram się na I Karnawałowy Trial Półmaraton do Łeby. Nie mam zbyt wielkich oczekiwań, ale liczę na poprawienie wyniku z października. Bieg zaczyna się o 12:00. Spokojnie wybieram się więc na śniadanie o 8:30. Mam sprawdzone, że trzy godziny między posiłkiem a wysiłkiem to czas w sam raz dla mnie na dojście do siebie po trawieniu.

No ale tym razem postanawiam zastosować lekki "carbo-loading". Wszystko co cechuje wysoki poziom węglowodanów ląduje na moim talerzu. Zamroczony potrzebą węglowodanów wrzucam w siebie potworne ilości jedzenia. Już na rozgrzewce czuję, że to będzie ciężki bieg. Nadmiar węglowodanów nie ma szansy zadziałać podczas biegu. Zalegają w żołądku zamiast być w krwiobiegu.

Trasa jest rzeczywiście "trialowa". Sporo sypkiego, wydmowego piachu. Trochę korzeni. Wiele piaszczystych uskoków i głębokich wyrw w drodze. Cała trasa wzdłuż morza. Na szczęście biegnie w lesie, osłonięta od porwistych, morskich wiatrów. Urokliwy wbieg na wzgórze pod latarnią Stilo i powrót na metę do Łeby. Melduje się lekko licząc 5 minut powyżej oczekiwań.