sobota, 31 maja 2014

Euforia mety

Minięcie bramy stadionu olimpijskiego w Sztokholmie wyzwoliło nieznane mi dotąd emocje. Brałem już udział w wielu zawodach biegowych. Miałem za sobą spotkanie z rosnącym entuzjazmem startującego tłumu. Doświadczyłem przepychania się wśród tysięcy zaaferowanych biegiem ciał. Doznałem radości przekraczania linii mety. Unosiłem ręce w górę w geście uznania dla własnych osiągnięć. Niby wszystko to znałem. Ale ...

Na 40km była jeszcze niepewność. To cały czas kilkanaście minut biegu. Kilkanaście minut niewiadomego. Ale gdy wbiegłem na ulicę okalającą stadion, gdy pojawiła się ostatnia prosta do bramy na stadion, to wszystko stało się jasne. Jest! Jest! Jest!

Pojawiła się cudowna mieszanka głębokiego wzruszenia, rozpierającej ciało energii, wszechogarniającej radości. Tartanowa bieżnia wokół stadionu. Tysiące ludzi na trybunach. Głos spikera i rytmiczna muzyka. Zadziałała magia dystansu, magia stadionu, magia dobrej pogody. Zeszło napięcie mobilizacji z okresu przygotowań. Pojawiła się euforia.

Ukończyłem swój pierwszy w życiu maraton. Jestem prawdziwie szczęśliwy.





sobota, 10 maja 2014

Ostatni test. Matematyka biegania.

Bieg Europejski w Gdyni. Ostatni test przed maratonem. Będzie biec Marek z synem. Jeszcze pół roku temu tylko mi kibicował podczas moich zawodów. Znana trasa, bez niespodzianek. Zaczynam bieg mając w głowie zakodowane: "nie za szybko". Oddycham miarowo, spokojnie, tempo lepsze od zakładanego średniego tempa o ładnych parę sekund. Po 3 km postanawiam trochę zwolnić. Powtarzam sobie: "będzie jeszcze czas na finisz".  Wszystko idzie zgodnie z planem. Jest życiówka. Jest czas lepszy średnio o 2 sek/km od zakładanego. Niby niewiele, ale cieszy.

Wracam do domu, przeglądam tabele biegowe Danielsa. Cztery miesiące treningów i wzrost VDOT o ponad 4pkt. Patrzę na ekwiwalenty czasów mojego 10k dla półmaratonu i maratonu. O ile wyobrażam sobie, że przebiegłbym w takim równoważnym czasie półmaraton, o tyle teoretyczny czas maratonu jest ... niewiarygodny. Wiem, że ludzie ćwiczą latami aby tak szybko biec maratony. Niemożliwe, abym przebiegł w takim tempie swój pierwszy maraton. Czas o 10-12 minut gorszy od ekwiwalentu z kalkulatora Danielsa przyjąłbym w ciemno jako niesamowity sukces.

Coś z tą tabelą jest nie tak. Albo z moimi treningami :)

wtorek, 6 maja 2014

Ściana

Dzisiaj podczas treningu po raz pierwszy doświadczyłem "ściany". W planie miałem długie wybieganie. Jednostajne tempo, 29-30 km, zależy jak się ułoży trasa. Biegnę w Warszawie, w okolicach pól mokotowskich. Płaskie tereny, sporo zieleni. Późne popołudnie. Znośna temperatura. Może z 15-17 stopni. Na plecach camel-bag zatankowany wodą do pełna. Nic nie zapowiada takiej treningowej klęski.

Po 24km czuję, że zwalniam. Mobilizuję się wewnętrznie, dodaje gazu i ... nic. Zwalniam dalej. Przebiegam jeszcze z pół kilometra i czuję że opadam z sił. Nie wiem co się dzieje. Rezygnuję z kolejnego okrążenia i biorę kierunek do domu. To tylko dwa kilometry. Jak się okazuje o dwa za dużo. Nie jestem w stanie biec. Staję. Ledwie idę.

Zastanawiam się co poszło nie tak. Wodę pociągałem regularnie. Mogło zabraknąć regeneracji między treningami. Tylko trzy dni od ostatniego, również długiego, wybiegania. Ale prawdziwe odkrycie pojawia się po dojściu do domu. Zdejmuję camel-bag'a i ... jest prawie pełen! No może ubyło 1/5. Pęcherzyki powietrza przyblokowały rurkę z worka do ustnika. Niesamowite. Pociągając wodę nie poczułem, że każdy zasysany łyk to zaledwie parę kropel. Woda w ustach dawała mi poczucie, że piję i się nawadniam. Grubo ponad dwie godziny biegania na 200ml wody - to musiało się tak skończyć.