Bieg Europejski w Gdyni. Ostatni test przed maratonem. Będzie biec Marek z synem. Jeszcze pół roku temu tylko mi kibicował podczas moich zawodów. Znana trasa, bez niespodzianek. Zaczynam bieg mając w głowie zakodowane: "nie za szybko". Oddycham miarowo, spokojnie, tempo lepsze od zakładanego średniego tempa o ładnych parę sekund. Po 3 km postanawiam trochę zwolnić. Powtarzam sobie: "będzie jeszcze czas na finisz". Wszystko idzie zgodnie z planem. Jest życiówka. Jest czas lepszy średnio o 2 sek/km od zakładanego. Niby niewiele, ale cieszy.
Wracam do domu, przeglądam tabele biegowe Danielsa. Cztery miesiące treningów i wzrost VDOT o ponad 4pkt. Patrzę na ekwiwalenty czasów mojego 10k dla półmaratonu i maratonu. O ile wyobrażam sobie, że przebiegłbym w takim równoważnym czasie półmaraton, o tyle teoretyczny czas maratonu jest ... niewiarygodny. Wiem, że ludzie ćwiczą latami aby tak szybko biec maratony. Niemożliwe, abym przebiegł w takim tempie swój pierwszy maraton. Czas o 10-12 minut gorszy od ekwiwalentu z kalkulatora Danielsa przyjąłbym w ciemno jako niesamowity sukces.
Coś z tą tabelą jest nie tak. Albo z moimi treningami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz