Na 40km była jeszcze niepewność. To cały czas kilkanaście minut biegu. Kilkanaście minut niewiadomego. Ale gdy wbiegłem na ulicę okalającą stadion, gdy pojawiła się ostatnia prosta do bramy na stadion, to wszystko stało się jasne. Jest! Jest! Jest!
Pojawiła się cudowna mieszanka głębokiego wzruszenia, rozpierającej ciało energii, wszechogarniającej radości. Tartanowa bieżnia wokół stadionu. Tysiące ludzi na trybunach. Głos spikera i rytmiczna muzyka. Zadziałała magia dystansu, magia stadionu, magia dobrej pogody. Zeszło napięcie mobilizacji z okresu przygotowań. Pojawiła się euforia.
Ukończyłem swój pierwszy w życiu maraton. Jestem prawdziwie szczęśliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz