Trudno nie pobiec pierwszego półmaratonu organizowanego w rodzinnej Gdyni. Trochę nie po drodze mi z tym wyścigiem, bo weryfikacyjny bieg przed maratonem ustawiłem sobie za dwa tygodnie w Warszawie. Tak więc pozostaje zaplanować sobie w Gdyni dobry trening.
Chcę pobiec średnio wolniej o 5 sek od tego, co wydaje mi się, że mógłbym wycisnąć, z takim rozkładem, że 15km biegnę o 5 sekund wolniej od tej średniej (czyli tracę 75 sekund), a na ostatnich 6km nadrabiam ile się da (czyli 75 sekund do odrobienia przez 6km daje mi 12,5 sekundy szybciej niż zakładana średnia). Wyzwanie podwójne. Jedno to czy plan jest dobry, drugie to czy realizacja się uda.
Od początku trzymam się założonego tempa. Do 15km biegnę równo i potem przyspieszam. W osłupienie wprawia mnie Marek, którego mijam na szesnastym kilometrze. Skąd on się tu wziął, skoro biegnie na czas o ładnych parę minut gorszy od mojego?
Tradycyjnie w Gdyni 3km przed metą to podbieg pod Świętojańską, a potem w dół do bulwaru i po płaskim do mety. Plan wykonany. Kończę symboliczne 2 sek poniżej 1:40 - kolejna bariera pokonana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz