Dzień przed maratonem jak zwykle staram się organizować spokojnie. Lekka, krótka przebieżka ulicami miasta. Akurat jestem w zasięgu Santiago Bernabeu, więc wybór trasy staje się oczywisty. Po południu odbiór pakietu i Pasta Parta.
A na Pasta Party przytrafiło się nam takie oto spotkanie.
Stoimy
w kolejce do wejścia do pawilonu, gdzie jest Pasta Party. Coś tam sobie
gaworzymy, a tu za nami odzywa się do nas po polsku starszy jegomość.
Markus - ze Szczecina. Przyjechali w kilkanaście osób na maraton.
Odbieramy jedzenie, siadamy wspólnie do stolika i - nie może być inaczej
- opowiadamy sobie o biegowych historiach. Ma 68 lat. Biegać zaczął 5
lat temu. Gmina zorganizowała bieg na 3km. Bał się, że nie da rady i że
ze się wstydu spali przed rodziną, więc zaczął ćwiczyć. I tak go
wciągnęło, że od trzech lat biega maratony.
- Świetnie, a to ile już przebiegłeś?.
- No, już 26.
- ... ??? Ale to w całym swoim życiu?
- No tak, w ciągu ostatnich trzech lat.
Szczena
mi opada, zwłaszcza, że to nie takie tam truchtanie, tylko życiówka
3:40. No a po chwili dodaje, że od roku to jeszcze triathlon robi. Nie
żeby skromny dystans olimpijski, tylko tak po bożemu - 1/2 Ironman'a.
Był na pudle w swojej kategorii wiekowej w Gdyni w zeszłym roku.
Żartuje, że w jego wieku to łatwe, bo prawie nikt nie startuje.
No i tak sobie myślę, że piękne może być życie emeryta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz