niedziela, 1 czerwca 2014

Stockholm Marathon 2014


Bardzo udana impreza. Bardzo ciekawe doświadczenie. Dobry wybór na zwieńczenie takiego długiego okresu przygotowań. Mam wrażenie, że pamiętam każdy kilometr biegu - dobre emocje odciskają się skutecznie w pamięci.

Zacząłem bieg z pierwszej linii. Tuż zza wstęgi startowej. Tak! Byłem w drugiej grupie startowej, zaczynającej 10 minut po pierwszej. Ale za to byłem na samym jej początku. Fajne uczucie odliczać ze spikierem ostatnie sekundy do startu i zacząć taki bieg z zupełnie pustą, sześciopasmową aleją przed sobą. I z tysiącami kibiców wzdłuż trasy. To naprawdę miłe wrażenie.

Zaczęło się pochmurnie i deszczowo. Na szczęście wcisnąłem czapkę za pas biodrowy, bo po kilkudziesięciu minutach przejaśniło się i wyszło słońce. Zaczął się gorąc. Zagarniałem wodę do czapki prawie na każdym przystanku regeneracyjnym. I przebiegałem pod każdym prysznicem rozstawionym na trasie - to bardziej dla frajdy niż z potrzeby :)

Na jednej ze stacji dopingujących na trasie wymieniłem się spojrzeniem ze spikerem pokazując mu swój numer startowy i dając do zrozumienia, aby mnie wyczytał przez głośniki jako biegnącego w maratonie. Słowiańskie imię i słowiańskie nazwisko ledwo mu przeszło przez gardło. Uśmialiśmy się obaj.

Z Olą "przybiłem piątkę" trzy razy podczas biegu. Trasa ułożona w dwa kółka i bieżące wyniki w internecie po każdych 5km ułatwiały śledzenie biegu. Mniej więcej wiedziałem, gdzie spodziewać się Oli i na każdym takim odcinku mobilizowałem się bardziej, aby pokazać, że cały czas jestem 'fit'. Nawet na 37km, gdy już tylko marzyłem o mecie.

Od stadionu, gdzie jest linia mety, do strefy regeneracyjnej dla biegaczy jest dobrych kilkaset metrów. Czułem jak z każdym krokiem sztywnieją mi mięśnie. Parokrotnie zmusiłem się do paru chwil rozciągania. Potem jeszcze parokrotnie się rozciągałem, ale i tak wieczorem mięśnie paliły z gorąca.

Znajomym napisałem: "Potrójny sukces: (1) dobiegłem do mety (2) cały i zdrowy (3) poniżej 4 godzin!"

Spodziewałem się gorszego następnego poranka po biegu. Opowieści w sieci jak to boli po maratonie i jak z powodu bólu nie da się normalnie funkcjonować następnego dnia nie dawały wiele nadziei. Było jednak na tyle dobrze, że bez problemu udaliśmy się na całodzienny spacer po Sztokholmie. I to była chyba najlepsza regeneracja.


Ola dokleja swoją karteczkę na ścianie życzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz