Poranek zaczynam od stwierdzenia, że nie ma po co jechać na start. Ola przytomnie zwraca uwagę, że i tak musimy jechać oddać chipa. Koniec końców ubieram się w strój i jedziemy. Oddaję worek z ubraniami. Lekko utykając idę na rozgrzewkę. W miarę truchtania nabieram wiary, że to się może udać. Obrzęk utrudnia poruszanie się i sprawia, że każdy ruch nogi daje o sobie znać. Ale daję radę biegać.
Trasa maratonu na pierwszych 10km robi dwie pętlę po ścisłym centrum miasta. Umawiam się z Olą, że zacznę i zejdę albo po 4km, albo w okolicach 9go kilometra - w obu przypadkach niedaleko od startu. A jeśli wytrwam tak długo, to ...
Zaczyna się. Całą swoją uwagę koncentruję na obolałej nodze. Z minuty na minutę nabieram pewności kroku. Strach, że coś mi "strzeli" w nodze powoli ustępuje. Mam wrażenie, że każdy krok lewej nogi angażuje cały mój umysł. Tak jakbym w myślach planował wszystkie fazy ruchu. Każdy kontakt stopy z podłożem wywołuje w głowie napięcie. I oczekiwanie na reakcję ścięgna. Tempo - właściwie nie powinno mieć dla mnie znaczenia. Wolniejsze o dobre 15 sekund od pierwotnie planowanego.
Mija 9, 10, 11 kilometr. Tysiące postawionych kroków oswoiło organizm z tępym bólem w okolicach kostki. Tętno - za duże. Zamiast kontroli tętna wybieram zasadę "póki możesz biec szybko, biegnij szybko". Gdzieś na 31 kilometrze mija mnie pace-maker z tabliczką 3:44. Zbieram się w sobie i dołączam do grupki biegnącej za nim. Wytrzymuję może z minutę, może dwie. Śmieję się w duchu z siebie. Dokładnie tak samo było w Sztokholmie, na 32 kilometrze. Zaczyna się walka o dotrwanie do mety.
Nie wierzę. Do hali z linią mety jeszcze 3, 2, 1 kilometr. Gdyby ktoś w sobotę powiedział mi, że przebiegnę ten maraton to potraktowałbym go jak szaleńca. Ostatnia prosta. Jest! Jest! Jest!
niedziela, 26 października 2014
sobota, 25 października 2014
Dramat sportowca
Żaden ze mnie sportowiec, ale świadomość idącego na marne wysiłku czterech miesięcy przygotowań mocno mnie dołamuje. Niemoc wywołuje frustrację. Rozumiem, jak okropnie muszą się czuć zawodowcy, którym tuż przed ważnymi zawodami przydarzy się kontuzja. Czuję się bezsilny. I piekielnie wkurzony. Na co? Na siebie.
Gdyby nie wcześniej wykupiony bilet lotniczy i zarezerwowany hotel, to nawet by mi przez myśl nie przeszło wybieranie się na maraton przy moim stanie ścięgna. Noga pobolewa cały czas. Od tygodnia łudzę się, że za godzinę, za dwie, jutro, przestanie boleć. Nie przestaje. Schodzenie po schodach przychodzi z trudem. Nie mówię tego głośno, ale nastrój mam fatalny.
Jedziemy po odbiór pakietów. Staram się nie myśleć o nodze. Po woli w myślach godzę się z tym, że maraton obejrzę jako kibic. Wieczorem w hotelu schodzę do baru i proszę o cały worek lodu. Obkładam kostkę. Schładzam ile się da. Przede mną cała noc. Nadzieja umiera ostatnia.
Gdyby nie wcześniej wykupiony bilet lotniczy i zarezerwowany hotel, to nawet by mi przez myśl nie przeszło wybieranie się na maraton przy moim stanie ścięgna. Noga pobolewa cały czas. Od tygodnia łudzę się, że za godzinę, za dwie, jutro, przestanie boleć. Nie przestaje. Schodzenie po schodach przychodzi z trudem. Nie mówię tego głośno, ale nastrój mam fatalny.
Jedziemy po odbiór pakietów. Staram się nie myśleć o nodze. Po woli w myślach godzę się z tym, że maraton obejrzę jako kibic. Wieczorem w hotelu schodzę do baru i proszę o cały worek lodu. Obkładam kostkę. Schładzam ile się da. Przede mną cała noc. Nadzieja umiera ostatnia.
![]() |
Mapka strefy startu i mety maratonu we Frankfurcie. |
wtorek, 21 października 2014
Trening, który nie powinien mieć miejsca
Przeżywam prawdziwy dramat. Naderwałem ścięgno Achillesa. Dwa tygodnie do maratonu! Koszmar. Całkowicie przestałem biegać. Cofam się pamięcią do zawodów w Sopocie, do 7 km, kiedy coś mnie zakuło w łydce. Do treningów w zeszłym tygodniu. Co poszło nie tak? Skąd teraz taka kontuzja?
Na trzy dni przed Sopotem miałem w planach długie wybieganie. Dzień wcześniej wróciłem z Warszawy z zatruciem żołądkowym. Po nocy byłem tak słaby, że poranne bieganie nie wchodziło w grę. Przerzuciłem je na wieczór. Już po pierwszych kilometrach widziałem, że zatrucie ciągle daje o sobie znać. Tempo wolniejsze o dobre 15-20 sekund. Po pierwszych 12km zrezygnowałem z tempa maratońskiego i przeszedłem na bieg spokojny.
Chwaliłem siebie w myślach za elastyczność i nie trzymanie się sztywno grafiku. Choć teraz wiem, że to był ostatni moment na przerwanie tego treningu. 24km dla organizmu z wypłukanymi minerałami to była prawdziwa zbrodnia. Zakwaszone mięśnie czułem przez następne dwa dni. Bieg w Sopocie na słabo zregenerowanym organizmie dopełnił dzieła zniszczenia.
Próbuję ratować sytuację. Myślę tylko o tym, żeby w ogóle pobiec maraton. Chrzanić wynik. Na parę dni odpuszczam bieganie całkowicie. W sobotę i niedzielę próbuję ruszać się po pół godzinie na orbitreku. Achilles prawie nie pracuje, a tętno jak przy biegach progowych. Noga pobolewa ale daje nadzieję. We wtorek wychodzę z zamiarem zrobienia delikatnych 6-8km. Wracam po 3-ch z bolącą nogą w okolicach kostki.
Jest źle! Jest fatalnie!
Na trzy dni przed Sopotem miałem w planach długie wybieganie. Dzień wcześniej wróciłem z Warszawy z zatruciem żołądkowym. Po nocy byłem tak słaby, że poranne bieganie nie wchodziło w grę. Przerzuciłem je na wieczór. Już po pierwszych kilometrach widziałem, że zatrucie ciągle daje o sobie znać. Tempo wolniejsze o dobre 15-20 sekund. Po pierwszych 12km zrezygnowałem z tempa maratońskiego i przeszedłem na bieg spokojny.
Chwaliłem siebie w myślach za elastyczność i nie trzymanie się sztywno grafiku. Choć teraz wiem, że to był ostatni moment na przerwanie tego treningu. 24km dla organizmu z wypłukanymi minerałami to była prawdziwa zbrodnia. Zakwaszone mięśnie czułem przez następne dwa dni. Bieg w Sopocie na słabo zregenerowanym organizmie dopełnił dzieła zniszczenia.
Próbuję ratować sytuację. Myślę tylko o tym, żeby w ogóle pobiec maraton. Chrzanić wynik. Na parę dni odpuszczam bieganie całkowicie. W sobotę i niedzielę próbuję ruszać się po pół godzinie na orbitreku. Achilles prawie nie pracuje, a tętno jak przy biegach progowych. Noga pobolewa ale daje nadzieję. We wtorek wychodzę z zamiarem zrobienia delikatnych 6-8km. Wracam po 3-ch z bolącą nogą w okolicach kostki.
Jest źle! Jest fatalnie!
niedziela, 12 października 2014
Verve 10k Run Sopot
Chyba pierwsza impreza biegowa tego typu w Sopocie. Start spod hali widowiskowej w Sopocie. Meta w samej hali. Trasa przez Sopot i z powrotem deptakiem wzdłuż morza. Namawiam jeszcze Michała, żeby się zmobilizował i pobiegł ze mną. Parę miesięcy nie biegał, co oznacza, że mam szanse dotrzymać mu tempa :) Będzie biegł też Marek - nastawia się na swoją życiówkę.
Dwa tygodnie do maratonu. 10k to oczywiście inny rodzaj biegu, ale zawsze jakiś prognostyk formy. W połowie trasy niespodzianka. Dobiegam to znajomo wyglądającej sylwetki - tak, to Krzysiek. Sytuacja podobna do tej sprzed ponad miesiąca na Półmaratonie Praskim. Mijam go tak jak i wtedy w połowie trasy i nie odpuszczam już do końca. Choć od 7km biegnę z jakimś niepokojącym bólem w okolicach achillesa. Michał też zostaje lekko z tyłu.
Finisz w hali robi przyjemne wrażenie. Wynik na minimum tego co miało być. Trochę szkoda, że nie udało się więcej.
Dwa tygodnie do maratonu. 10k to oczywiście inny rodzaj biegu, ale zawsze jakiś prognostyk formy. W połowie trasy niespodzianka. Dobiegam to znajomo wyglądającej sylwetki - tak, to Krzysiek. Sytuacja podobna do tej sprzed ponad miesiąca na Półmaratonie Praskim. Mijam go tak jak i wtedy w połowie trasy i nie odpuszczam już do końca. Choć od 7km biegnę z jakimś niepokojącym bólem w okolicach achillesa. Michał też zostaje lekko z tyłu.
Finisz w hali robi przyjemne wrażenie. Wynik na minimum tego co miało być. Trochę szkoda, że nie udało się więcej.
środa, 1 października 2014
Idealne 180 kroków na minutę
W bardzo początkowym okresie swojego regularnego trenowania zwracałem uwagę na liczbę stawianych kroków. Pomyślałem, że nie mając żadnych przyzwyczajeń, łatwo mi będzie wyćwiczyć zalecaną kadencję 180 kroków na minutę. Trenowałem z liczeniem w pamięci kroków i patrzeniem na sekundnik. Po paru treningach rytm kroków wszedł mi w krew i przestałem się tym dalej zajmować.
Zaskoczenie przyszło parę tygodni temu. Od jakiegoś już czasu biegam z nową wersją RunKeeper'a na telefonie. Ale dopiero teraz zauważyłem nowy wykres - 'stride rate'. Niedowierzając aplikacji zobaczyłem, że biegam z 200 krokami na minutę. Owszem, wyuczone 180 kroków pojawia się przy wolnym, spokojnym bieganiu. Ale już szybsze tempo zwiększa kadencję do ponad dwustu kroków. A wszystko na płaskim terenie.Wygląda na to, że wyuczyłem się nie rytmu stawiania kroków, co długości stawianych kroków. Przy szybszym bieganiu skutkuje to oczywiście zwiększoną liczbą drobnych kroków.
Na następne treningi wgrałem sobie do telefonu aplikację metronom, którą puszczałem nałożoną na muzykę. Samego tik-tak-tik-tak chyba bym nie wytrzymał. Ruszyłem na trasę z ponownym ćwiczeniem kadencji. Po dwóch treningach wrócił wymarzony rytm kroków. Oby się utrzymywał bez metronomu w słuchawkach.
Zaskoczenie przyszło parę tygodni temu. Od jakiegoś już czasu biegam z nową wersją RunKeeper'a na telefonie. Ale dopiero teraz zauważyłem nowy wykres - 'stride rate'. Niedowierzając aplikacji zobaczyłem, że biegam z 200 krokami na minutę. Owszem, wyuczone 180 kroków pojawia się przy wolnym, spokojnym bieganiu. Ale już szybsze tempo zwiększa kadencję do ponad dwustu kroków. A wszystko na płaskim terenie.Wygląda na to, że wyuczyłem się nie rytmu stawiania kroków, co długości stawianych kroków. Przy szybszym bieganiu skutkuje to oczywiście zwiększoną liczbą drobnych kroków.
Na następne treningi wgrałem sobie do telefonu aplikację metronom, którą puszczałem nałożoną na muzykę. Samego tik-tak-tik-tak chyba bym nie wytrzymał. Ruszyłem na trasę z ponownym ćwiczeniem kadencji. Po dwóch treningach wrócił wymarzony rytm kroków. Oby się utrzymywał bez metronomu w słuchawkach.
![]() |
Kadencja treningu 2x30 min tempo progowe. |
![]() |
Kadencja podczas treningu osiemsetek Yasso. |
![]() |
Kadencja treningu 2x (20min/maratońskie + 20min/progowe) z metronomem w słuchawkach. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)