sobota, 25 października 2014

Dramat sportowca

Żaden ze mnie sportowiec, ale świadomość idącego na marne wysiłku czterech miesięcy przygotowań mocno mnie dołamuje. Niemoc wywołuje frustrację. Rozumiem, jak okropnie muszą się czuć zawodowcy, którym tuż przed ważnymi zawodami przydarzy się kontuzja. Czuję się bezsilny. I piekielnie wkurzony. Na co? Na siebie.

Gdyby nie wcześniej wykupiony bilet lotniczy i zarezerwowany hotel, to nawet by mi przez myśl nie przeszło wybieranie się na maraton przy moim stanie ścięgna. Noga pobolewa cały czas. Od tygodnia łudzę się, że za godzinę, za dwie, jutro, przestanie boleć. Nie przestaje. Schodzenie po schodach przychodzi z trudem. Nie mówię tego głośno, ale nastrój mam fatalny.

Jedziemy po odbiór pakietów. Staram się nie myśleć o nodze. Po woli w myślach godzę się z tym, że maraton obejrzę jako kibic. Wieczorem w hotelu schodzę do baru i proszę o cały worek lodu. Obkładam kostkę. Schładzam ile się da. Przede mną cała noc. Nadzieja umiera ostatnia.

Mapka strefy startu i mety maratonu we Frankfurcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz