Biegam głównie poza miastem. W terenach wiejskich, gdzie psy puszczone luzem wokół gospodarstw obszczekują wszystkich i wszystko. Rzadkością są czteronogi uwiązane na łańcuchu, a jeśli już puszczone wolno, to za szczelnym ogrodzeniem. Najczęściej małe, ujadające kundle wyskakują na drogę i od granicy do granicy gospodarstwa szczerzą kły i polują na łydkę przechodnia. Osobnym zagadnieniem jest postawa ich właścicieli, którzy jeśli nawet są w pobliżu, to i tak zazwyczaj nie reagują i pozwalają na obszczekiwanie i podgryzanie obcych. Ot, wiejska kultura.
Czasami biegam z gazem pieprzowym, ale to rozwiązanie mało skuteczne na psy. Gaz działa tylko z małej odległości, gdy właściwe sytuacja jest już mocno podbramkowa. Do tego nawet lekki powiew wiatru niweluje jego działanie.
Najlepszym odstraszaczem wiejskich burków okazuje się być zwykły kij. I nie musi to wcale być solidny drąg. Wystarczy 30-40 centymetrowa, lekka witka. Trzymana w ręku niewiele wpływa na rytm biegu, a widoczna z daleka skutecznie trzyma na dystans większość małych agresorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz