Po pół roku regularnego biegania przychodzi pytanie "I co dalej?" Mam za sobą pierwszy półmaraton i pierwsze ustanawianie życiówek w oficjalnych zawodach. Jakie kolejne wyzwanie? Zaczynam coś przebąkiwać o maratonie, co znajomi czujnie zauważają. Dostaję w prezencie książkę "Mój pierwszy maraton".
Książka to dobrze spisane kompendium wiedzy o tym, czym jest przygotowanie się do maratonu. Sporo dobrych porad, choć w wielu miejscach mam niedosyt konkretów. Zapadają mi w pamięci słowa o tym, że maraton zmienia życie. Nie dlatego, że przebiegnę 42 km. Dlatego, że na parę miesięcy będę musiał przeorganizować swoje życie. I to poważnie.
sobota, 21 grudnia 2013
niedziela, 10 listopada 2013
Kontuzja? Nie, to tylko ...
Biegam co raz więcej. Kilometry za kilometrami. Przekraczam
swoje kolejne granice. I pojawiają się pierwsze dolegliwości. Ból stopy, ból w
biodrze. Nasiliły się zwłaszcza po ostatnim półmaratonie. Zaczynam się zastanawiać, czy nie trzeba przyznać się przed samym
sobą, że całe to bieganie to za duży wysiłek dla mnie. Tylko czemu akurat dla mnie ma być za duży, skoro dla setek tysięcy nie jest?
Decyduję się na wizytę u fizjoterapeuty. Pan Darek rehabilitował Olę po wypadku i skutecznie postawił ją na nogi. Idę do niego po
poradę. Skrzywienie kręgosłupa? Krótsza noga? Stare stawy? Gdzie jest źródło bólu. Na szczęście całe to zdrowotne zamieszania sprowadza się do prostego stwierdzenia:
nie rozciągam się!
Parę prostych ćwiczeń uświadamia mi, jak mały mam "zasięg" nogi. Zawsze byłem gibki jak kłoda drewna więc to żadne zaskoczenie. Ale nigdy bym nie podejrzewał, że ból w biodrze, dla mnie wyraźnie związany ze stawem, jest spowodowany "zesztywniałymi" mięśniami. Dostaję serię podstawowych ćwiczeń. Nie ma odwrotu - do każdego treningu muszę wprowadzić rozciąganie się.
Parę prostych ćwiczeń uświadamia mi, jak mały mam "zasięg" nogi. Zawsze byłem gibki jak kłoda drewna więc to żadne zaskoczenie. Ale nigdy bym nie podejrzewał, że ból w biodrze, dla mnie wyraźnie związany ze stawem, jest spowodowany "zesztywniałymi" mięśniami. Dostaję serię podstawowych ćwiczeń. Nie ma odwrotu - do każdego treningu muszę wprowadzić rozciąganie się.
poniedziałek, 28 października 2013
Pierwszy półmaraton
Kolejny przełom w moim bieganiu. Wybieram lokalny
półmaraton. Zresztą sama impreza nie ma znaczenia. Znaczenie ma pierwsze
oficjalne zmierzenie się z tym dystansem. Nie realizowałem żadnego specjalnego
planu treningowego. Po prostu ponad dwa miesiące niezbyt wymagającego biegania. Mniej
więcej dwa, trzy razy w tygodniu. Raz na jakiś czas dłuższy bieg w okolicach 17-18 km.
Miesięcznie ze 100km.
Startuję. Trzymam się przyjętego planu. Pierwsze 10km spokojnie, potem trochę szybciej. Jak na mojej treningowej pętli. Jest jednak trudniej niż na treningach. Podświadomie pojawia się presja na wynik i momentami niepotrzebnie podkręcam tempo. Taktyka się sprawdza i nie słabnę w drugiej połowie. Wyraźnie przyspieszam. Jest jeszcze siła na szybkie ostatnie dwa kilometry (tempo o 10-15 sek. szybsze od średniego) i jeszcze szybszy finisz.
Startuję. Trzymam się przyjętego planu. Pierwsze 10km spokojnie, potem trochę szybciej. Jak na mojej treningowej pętli. Jest jednak trudniej niż na treningach. Podświadomie pojawia się presja na wynik i momentami niepotrzebnie podkręcam tempo. Taktyka się sprawdza i nie słabnę w drugiej połowie. Wyraźnie przyspieszam. Jest jeszcze siła na szybkie ostatnie dwa kilometry (tempo o 10-15 sek. szybsze od średniego) i jeszcze szybszy finisz.
Na mecie półmaratonu - wszyscy zadowoleni :) |
niedziela, 15 września 2013
Łazienki zamiast Raszyna
Poprosiłem Mariusza, żeby pobiegł ze mną mój pierwszy półmaraton. Towarzyszył mi podczas mojej pierwszej treningowej 20ki, teraz pomógłby mi zrobić pierwszy oficjalny czas. Umówliśmy się na bieg w Raszynie. Niestety obaj przespaliśmy termin wpłat, a organizator nie przewidywał opłaty przed startem.
Żeby wyprawa do Warszawy nie okazała sie zupełnie daremna, Yogi zabrał mnie do Łazienek na "poważny" trening. Zrobiliśmy 4x4 km w tempie szybszym o 10-15 sekund od tego, jakim mógłbym teoretycznie pobiec półmaraton. Dwa razy wokół stawków, dwa razy na bieżni na Agrykoli. Każdy kilometr z jednakowym tempem.
Tak naprawdę był to mój pierwszy w życiu trening jakościowy. Do tej pory po prostu sobie biegałem. Raz dłużej, raz krócej. Raz trochę szybciej, raz trochę wolniej.
Żeby wyprawa do Warszawy nie okazała sie zupełnie daremna, Yogi zabrał mnie do Łazienek na "poważny" trening. Zrobiliśmy 4x4 km w tempie szybszym o 10-15 sekund od tego, jakim mógłbym teoretycznie pobiec półmaraton. Dwa razy wokół stawków, dwa razy na bieżni na Agrykoli. Każdy kilometr z jednakowym tempem.
Tak naprawdę był to mój pierwszy w życiu trening jakościowy. Do tej pory po prostu sobie biegałem. Raz dłużej, raz krócej. Raz trochę szybciej, raz trochę wolniej.
niedziela, 1 września 2013
Nauka siebie samego
Co raz baczniej obserwuję siebie samego podczas biegania. Zaczynam się zastanawiać nad tym, jak stawiać kroki i jak powinny pracować ręce. Widzę, jak utrzymanie równomiernego tempa kosztuje mnie co raz więcej wysiłku z każdym przebiegniętym kilometrem. Dla mojej standardowej trasy wychodzi mi taka obserwacja: wzrost tętna o 5 uderzeń na każde przebiegnięte 5 km.
sobota, 17 sierpnia 2013
Trasa biegowa
Biegam regularnie. 3-4 razy w tygodniu. Głównie okolice Kielna. Poznaję tereny wokół naszego nowego domu. Każdy bieg to krajobrazowa wycieczka po "szwajcarii kaszubskiej". Trochę lasów, pola, jeziora. Malowniczy krajobraz.
Wyznaczam sobie jedną podstawową pętle. W zależności od potrzeb mogę ją trochę wydłużyć lub nieco skrócić. Trudno znaleźć płaski odcinek drogi. Cały teren głęboko porzeźbiony. Warszawiacy zazdroszczą mi tych pagórków.
Wyznaczam sobie jedną podstawową pętle. W zależności od potrzeb mogę ją trochę wydłużyć lub nieco skrócić. Trudno znaleźć płaski odcinek drogi. Cały teren głęboko porzeźbiony. Warszawiacy zazdroszczą mi tych pagórków.
sobota, 22 czerwca 2013
Bieg Świętojański
Przede mną pierwsze prawdziwe zawody biegowe. Gdyński Nocny Bieg Świętojański. 10 km, jak dla mnie, poważnego testu biegowego. Chłonę wszystko dookoła. Kilka tysięcy biegaczy. Kolejki do toi-toi. Napierający tłum, gdy uwolniono startowe strefy czasowe. Ogromny tłok tuż po starcie.
Na czwartym kilometrze trasa wznosi się. Rzut oka w tył. Widać prawie całą ulicę Polską i ciągnący się nią kilometrowy sznur biegaczy. Równie długi sznur biegnących przede mną. Czuć emocje. Widać, że każdy tworzy tę imprezę. Tłumy kibiców wzdłuż trasy (o północy!). Chaos na trasie przy punkcie z wodą. Dramaty opadania z sił na kilometrowym podbiegu po ulicy Świętojańskiej. Wybuchy radości po przekroczeniu mety. Odkrywam klimaty biegowego święta. Na dobre zaprzyjaźniam się z RunKeeper'em. Ekscytujące.
Na czwartym kilometrze trasa wznosi się. Rzut oka w tył. Widać prawie całą ulicę Polską i ciągnący się nią kilometrowy sznur biegaczy. Równie długi sznur biegnących przede mną. Czuć emocje. Widać, że każdy tworzy tę imprezę. Tłumy kibiców wzdłuż trasy (o północy!). Chaos na trasie przy punkcie z wodą. Dramaty opadania z sił na kilometrowym podbiegu po ulicy Świętojańskiej. Wybuchy radości po przekroczeniu mety. Odkrywam klimaty biegowego święta. Na dobre zaprzyjaźniam się z RunKeeper'em. Ekscytujące.
sobota, 8 czerwca 2013
Parkrun
Pierwsze sprawdzenie się na biegowej imprezie to Gdyński Parkrun. Dystans 5 km nie jest dla mnie wyzwaniem. Nie w sensie odległości. Wyzwaniem jest czas. Jak dopasować tempo? Nigdy nie miałem dylematu jak długo potrafię biec danym tempem. Do tej pory po prostu sobie biegałem.
Bulwar nadmorski w Gdyni o poranku, jeszcze sporo przed sezonem, jest fajnym miejscem do biegania. Kilkadziesiąt osób na starcie. Przyjemna atmosfera biegu. Pierwsze zaskoczenie to bieg po twardej nawierzchni. Do tej pory prawie zawsze biegałem po leśnych i polnych szutrach. Podświadomie uciekam z chodnika na trawę. Drugie, to łatwy początek i szybko pojawiająca się zadyszka. Stopniowo zwalniam tempo, myśląc o dobrym finiszu na ostatnich metrach. Trzecie zaskoczenie – szybka regeneracja po zakończonym biegu, choć na mecie wydawało mi się, że ledwo żyję.
Pozdrowienia i podziękowania dla ekipy Parkrun.pl.
Bulwar nadmorski w Gdyni o poranku, jeszcze sporo przed sezonem, jest fajnym miejscem do biegania. Kilkadziesiąt osób na starcie. Przyjemna atmosfera biegu. Pierwsze zaskoczenie to bieg po twardej nawierzchni. Do tej pory prawie zawsze biegałem po leśnych i polnych szutrach. Podświadomie uciekam z chodnika na trawę. Drugie, to łatwy początek i szybko pojawiająca się zadyszka. Stopniowo zwalniam tempo, myśląc o dobrym finiszu na ostatnich metrach. Trzecie zaskoczenie – szybka regeneracja po zakończonym biegu, choć na mecie wydawało mi się, że ledwo żyję.
Pozdrowienia i podziękowania dla ekipy Parkrun.pl.
środa, 1 maja 2013
Spontan
Zawsze było to bieganie spontaniczne. Często biegałem po pracy po lasach oliwskich. Później, gdy mieszkaliśmy w centrum Gdańska, wsiadałem w sobotę w samochód i jechałem do Wrzeszcza biegać po tamtejszych lasach. W Gdyni mieszkamy na krańcach miasta. Praktycznie ostatnia linia zabudowy. Dalej już tylko lasy i pola okalające Trójmiasto. Tutaj pojawiły się poranne biegania. Częste i długie wyjazdy w delegację dodały do tego bieganie na bieżniach w klubach fitness.
Biegałem raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Często długie przerwy bez żadnego biegu. Modę na bieganie obserwowałem przez długi czas stojąc trochę z boku. Biegam dla siebie, nie dla czasów i osiągów – tak sobie mówiłem. Aż w końcu dojrzałem do tego, aby spontaniczne bieganie zamienić na trenowanie. Na razie jeszcze bez sprecyzowanych celów i wyzwań.
Biegałem raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Często długie przerwy bez żadnego biegu. Modę na bieganie obserwowałem przez długi czas stojąc trochę z boku. Biegam dla siebie, nie dla czasów i osiągów – tak sobie mówiłem. Aż w końcu dojrzałem do tego, aby spontaniczne bieganie zamienić na trenowanie. Na razie jeszcze bez sprecyzowanych celów i wyzwań.
Subskrybuj:
Posty (Atom)